17.4.16

Za co kocham piłkę nożną

Każda piłkarska liga jest ciekawa. Hiszpańska, gdzie walka co roku toczy się między FC Barceloną, Realem Madryt, albo Atletico Madryt, włoska, gdzie ostatnio dominuje Juventus, ale co roku muszą udowadniać swoją solidność w walce z takimi drużynami, jak AC Milan, Inter Mediolan, Napoli czy AS Roma. W lidze niemieckiej poważną konkurencją dla Bayernu Monachium jest Borussia Dortmund. No, może co do ligi francuskiej można mieć wątpliwości, ponieważ hegemonia PSG jest tam niepodważalna. Ale jeżeli ktoś chce, to coś ciekawego wyciągnie nawet z naszej polskiej ekstraklasy.

Jednak największym widowiskiem, godnym obserwacji nawet przez Bogów Olimpu jest liga angielska.

Wyspy są miejscem, gdzie nawet trzeci poziom rozgrywkowy jest atrakcyjny. Ale to, co się dzieje tam w najwyższej klasie rozgrywkowej w tym roku przechodzi ludzkie pojęcie. No bo kto by pomyślał, że na kilka kolejek przed końcem mistrz Anglii z poprzedniego sezonu – Chelsea Londyn – będzie na miejscu dziesiątym, marząc już tylko o Pucharze UEFA, że w pierwszej czwórce zabraknie takiego zespołu jak Manchester United, a kto wie, czy niedługo nie wypadnie też stamtąd Manchester City. Kto się spodziewał tak dobrej formy Tottenhamu, a nawet West Hamu? No i przede wszystkim – kto spodziewałby się tego, że zespół, który w poprzednim sezonie świętował utrzymanie się w Premier League w tym roku może zdobyć mistrzostwo kraju? To jest właśnie historia Leicester, piękna historia, która tworzy się na oczach kibiców piłki nożnej.


Moją uwagę Lisy zwróciły niedługo po rozpoczęciu sezonu. Gracz, który dla mnie był totalnym no-name’em stanął przed szansą pobicia jednego z rekordów Premier League, mianowicie liczby kolejnych meczów ze strzeloną przynajmniej jedną bramką. Miał tych meczów na koncie już z osiem czy dziewięć. Rekord ustalony został przez Ruuda van Nistelrooya, którego licznik stanął na dziesięciu meczach. Tym graczem, który stanął przed taką szansą był Jamie Vardy.

Jest to chłopak, którego historia mogłaby posłużyć do stworzenia świetnego filmowego scenariusza. Nie miał on łatwo. Nie został wypatrzony w młodym wieku przez skautów jakiegoś piłkarskiego potentata. Było zupełnie odwrotnie. Gdy miał 16 lat, był juniorem angielskiego Shieffield Wednesday. Nie zachwycił niestety włodarzy klubu, powiedziano mu, że nie ma czego szukać w swoim ukochanym klubie. Wtedy Vardy podjął decyzję o pracy w fabryce, gdzie zarabiał 30 funtów tygodniowo.

Kiedy trenerzy Sheffield Wednesday dali mi do zrozumienia, że nie bardzo mam czego szukać w ich juniorskich drużynach, zacząłem się zastanawiać, czy nie warto jednak poszukać "normalnej" pracy - wspominał. - Miałem dopiero 16 lat, znalazłem dorywczą pracę w fabryce postanowiłem pokopać w piłkę w Stocksbride Park Stal. Na luzie, bez ciśnienia.

Fot. by dreamteamfc.com
Takie nastawienie podziałało. Jamie piął się w kolejnych latach od ósmej ligi aż do Leicester, które w momencie, kiedy dołączył do niego Anglik, było w drugiej klasie rozgrywkowej – w tzw. Championship. Jeszcze trzy lata temu grał w piątej lidze. Dziś ma już swój rekord jedenastu kolejnych meczów ze strzeloną bramką, ma również szanse zostać mistrzem swojego kraju.

Nikt, zupełnie nikt nie spodziewał się takiego rozwoju wypadków. Abyście nie pomyśleli, że coś koloryzuję i piszę tak, bo dobrze to wygląda, to niech tę tezę poprze fakt, że włodarze klubu nie przewidzieli w kontraktach piłkarzy zespołu premii za wywalczenie mistrzostwa. To nie wszystko. Nie ustalili ewentualnych premii dla zawodników również za jakiekolwiek miejsca powyżej dwunastego! W tym miejscu należy powiedzieć, że w Premier League gra tylko dwadzieścia zespołów. Do tego stopnia było to nie do przewidzenia. Jeżeli chodzi o liczby – piłkarze mieli dostać do podziału 3,5 mln funtów za miejsce 17, czyli te, które dawało zespołowi utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Każde wyższe miejsce miało oznaczać lekką podwyżkę tej kwoty, by za 12 miejsce mieli dostać 6,5 mln. Niestety – angielskie prawo trochę tu miesza. Włodarze klubu, nawet jakby chcieli, nie mogą zmienić zapisów w umowach, by nagrodzić piłkarzy za ten wielki sukces, ponieważ nie wolno zmieniać kontraktowych szczegółów w trakcie trwania rozgrywek, nawet za obopólną zgodą. Ale nie wydaje mi się, żeby piłkarze mieli być pokrzywdzeni. Z tego co słyszałem Vichai Raksriaksorn (Tak, też nie umiem przeczytać tego nazwiska. Tak, skopiowałem je, bo za nic bym tego również nie przepisał), prezes klubu, obiecał, że po sezonie weźmie piłkarzy do Las Vegas i pozwoli im wydać tam co nieco.

Przed sezonem również emerytowana legenda Lisów nie przewidywała niczego wielkiego. Nie przekonywało go, jak mówił, zatrudnienie nowego menedżera – Claudio Ranieriego. Jednak Włoch zmusił go do zmiany zdania. Jakże się myliłem! Jakże wspaniale, spektakularnie, błogo się myliłem! – mówił Gary Lineker. Przyznawał również, że w świecie futbolu dzieje się coś niezwykłego. I ja się z nim zgadzam.

Fot. by topnews.in
W swój klub wierzyli jednak kibice. Przed sezonem u bukmacherów stawka za to, że Leicester zdobędzie mistrzostwo kraju wynosiła 5000:1. To nie zniechęcało wielbicieli klubu i niektórzy postawili na swoich ulubieńców pieniądze. Co prawda nie były to duże stawki – jeden kibic postawił 5 funtów na to, że Leicester będzie liderem do końca 2015 roku. I wygrał. Inny z kolei postawił 50 funtów na to, że Lisy zdobędą mistrzostwo. Gdy kwota urosła do 72 tys., wycofał się z zakładu, zabierając swoją małą fortunę.

Takich historii, jak ta, którą napisać może w najbliższym czasie Leicester, jest już kilka. Zdarzało się, że drużyna wywalczała mistrzostwo drugiej ligi, by już w kolejnym sezonie zwyciężyć w rozgrywkach najwyższej klasy rozgrywkowej. Tak było w przypadku Ipswich Town w 1962 roku, co później powtórzyło Nottingham Forest w 1978, które w kolejnych dwóch latach dwa razy pod rząd zdobywało nawet Puchar Europy! W 1998 roku po mistrzostwo swojego kraju sięgnęła niemiecka drużyna 1. FC Kaiserslautern, której zwycięski skład z tamtego sezonu w całości umie bezbłędnie podać Tomasz Hajto, co udowodnił, komentując jeden z meczów polskiej ekstraklasy. Szczerze mówiąc myślę, że niemało tym uatrakcyjnił kibicom oglądanie tego meczu. :D

To jeszcze nie wszystko. Burmistrz miasta Leicester uznał, że warto upamiętnić ten ewentualny sukces piłkarzy miejscowego klubu, dlatego, o ile uda im się wywalczyć tytuł, ten zmieni nazwy niektórych ulic miasta i w ten sposób będziemy mogli zwiedzić Vardy Vale, Schmeichel Street, Drinkwater Drive albo Ranieri Road. Zresztą nie byłoby to niczym nowym, ponieważ wspomniany wcześniej Gary Lineker również ma swoją ulicę w tym mieście.

Claudio Ranieri wciąż chłodzi głowy wszystkim, którzy pracują na sukces klubu. W trakcie sezonu powtarzał, że to nie oni są faworytami, że wykonali robotę na ten sezon. Gdy w końcu stało się jasne, że tworzą historię wciąż próbował, mówił, że kibice mogą marzyć, ale piłkarze muszą być skoncentrowani. Dziś o 14.30 rozgrywali kolejny mecz, który zremisowali z West Hamem 2:2, mecz, który w zasadzie powinni przegrać, ponieważ grając w 10 i tracąc w 86 minucie bramkę na 1:2 mało kto zdołałby się podnieść. Oni to zrobili i w doliczonym czasie gry strzelili bramkę dającą im kolejny punkt w walce o mistrza. Do końca pozostały im cztery mecze, trudne mecze. Mają przewagę 8 punktów, jednak wicelider rozegrał jeden mecz mniej. Ja w nich wierzę. I cieszę się, że na moich oczach pisana jest przepiękna historia.


Zapraszam do komentowania!
A jeżeli spodobał Ci się wpis, to polub mnie na fejsie! Bo możesz.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz