2.10.16

Grand Prix w Toruniu

Wczoraj odbyło się wielkie święto żużlowe w Toruniu. Najlepsi sportowcy tej dyscypliny przyjechali na Motoarenę im. Mariana Rosego, by rywalizować o kolejne punkty w cyklu Grand Prix, punkty, które miały znacznie przybliżyć ogłoszenie nowego indywidualnego mistrza świata, o ile nie przesądzić o nadaniu tego tytułu. Atmosfera była gorąca, tym bardziej, że o podium wciąż walczy jeden z naszych orłów – Bartosz Zmarzlik. Tymczasem walka o tytuł miała odbyć się między Australijczykiem Jasonem Doylem a Amerykaninem Gregiem Hancockiem. Zapowiadały się naprawdę niesamowite zawody.

Ale po kolei. Dla niektórych dzień zawodów zaczynał się dopiero o godzinie 19, kiedy pierwsi żużlowcy wyjechali na tor. Ja jednak już o godzinie 13, razem ze swoją rodzinką, dzięki której miałem okazję zobaczyć to show na żywo, stałem w kolejce po autografy. Rozdawali je dwaj byli mistrzowie świata – Greg Hancock oraz Chris Holder, aktualny mistrz świata – Tai Woffinden oraz (mam nadzieję) przyszły mistrz świata, Paweł Przedpełski. A że to ma być przyszły mistrz świata, to czemu nie cyknąć sobie z nim fotki?

Obok nas stoi Greg Hancock i również serdecznie uśmiecha się do aparatu.

Autografy również udało mi się zdobyć!

Oprócz tego inne atrakcje czekały nas za stadionem, na którym miała odbyć się impreza. Pokazy zabytkowych aut, motorów, konkursy organizowane przez Monster Energy Team (i przy okazji darmowe puszki napojów energetycznych), mnóstwo sklepów z pamiątkami, szalikami, kapeluszami, koszulkami, no i przede wszystkim – darmowa wata cukrowa! Nie ma co, postarali się.

W końcu, gdy już zbliżał się powoli czas pierwszego startu, zajęliśmy wszyscy swoje miejsca i delektowaliśmy się atmosferą wielkiego widowiska. Przy krzesełkach poumieszczano białe i czerwone kartony, które, przy okazji startu polskiego zawodnika, miały utworzyć wielką, biało-czerwoną flagę ciągnącą się przez wszystkie sektory. Zawodnicy zostali zaprezentowani i już niedługo mieli wyjechać na swoje pierwsze wyścigi.


Pierwsza seria startów nie była udana dla Polaków, którzy w tym sezonie stale jeżdżą w cyklu Grand Prix. Trzy punkty przywiózł jedynie jadący z dziką kartą Paweł Przedpełski, powodując tym samym eksplozję radości wśród polskich kibiców. Bądź co bądź, zawodnicy z dzikimi kartami rzadko wygrywają swoje wyścigi. Jednak nie w przypadku Pawła, który w kolejnym wyścigu również przywiózł trzy punkty i razem z Matejem Žagarem przewodził całej stawce po dwóch seriach startów. Po takiej samej liczbie wyścigów Bartosz Zmarzlik, Maciej Janowski i Piotr Pawlicki mieli jedynie po dwa punkty i musieli się wziąć porządnie do roboty, by wywalczyć udział w półfinale zawodów. Na szczęście udało się dwóm z nich – Bartkowi i Piterowi, niestety Paweł Przedpełski, po przywiezieniu jeszcze jednej „dwójki”, dowiózł później dwa zera i o jeden punkt przegrał rywalizację o półfinał ze Szwedem, Fredrikiem Lindgrenem.

Natomiast co się działo wśród zawodników walczących o tytuł? Tai Woffinden nie prezentował niestety swojej najwyższej formy i wywalczył jedynie osiem punktów, tyle samo, co Paweł Przedpełski. Wygrał jednak tylko jeden ze swoich wyścigów, dlatego uplasował się na dziesiątym miejscu, zaraz za Polakiem. Ważniejsze wydarzenia miały jednak miejsce w trzecim wyścigu, gdzie przed taśmą startową stanęli Fredrik Lindgren, Chris Harris, Paweł Przedpełski i walczący o mistrzostwo Jason Doyle, ten ostatni bowiem został praktycznie potrącony przez Chrisa Harrisa i obaj żużlowcy uderzyli w dmuchaną bandę na drugim łuku. O ile Chris Harris szybko podniósł się i pobiegł do parku maszyn, o tyle Doyle wciąż leżał na torze. Po pewnym czasie został w końcu wywieziony w karetce i została ogłoszona informacja o jego rezygnacji z udziału w toruńskiej imprezie. Nie wiadomo jeszcze, czy będzie w stanie pojechać w ostatnim z turniejów cyklu Grand Prix w australijskim Melbourne. Jego absencja pozwoliła z kolei Hancockowi odrobić pięciopunktową stratę do Australijczyka, co udało mu się wykonać z nawiązką, ponieważ awansował najpierw do półfinału, a potem do finału rozgrywek. Oprócz Amerykanina w finale zameldowali się Duńczyk Nils Kristian Iversen, Słoweniec Matej Žagar oraz, ku wielkiej uciesze publiczności, Polak Bartosz Zmarzlik. Niestety Piotr Pawlicki był dopiero trzeci w półfinale i nie zakwalifikował się do finału.

Przed ostatnim wyścigiem emocje sięgały zenitu. Każdy chciał usłyszeć ponownie Mazurka Dąbrowskiego na toruńskim stadionie. Ostatnim polakiem, który wygrał Grand Prix na Motoarenie był Krzysztof Kasprzak w 2014 roku, rok później wygrywał Nicki Pedersen. Niestety w tym roku również polscy kibice musieli obejść się smakiem, ponieważ po emocjonującym wyścigu zwyciężył Iversen, który przyjechał przed Gregiem Hancoockiem. Bartosz Zmarzlik przyjechał na trzecim miejscu, dzięki czemu podtrzymał tradycję, według której co roku na toruńskiej Motoarenie co najmniej jeden polak staje na podium zawodów. Traci tym samym już jedynie trzy punkty do Taia Woffindena, który zajmuje obecnie trzecie miejsce w generalnej klasyfikacji cyklu Grand Prix. Z kolei Greg Hancock, korzystając z pechowej absencji Jasona Doyla, wyrobił sobie aż jedenaście punktów przewagi nad Australijczykiem, prawie zapewniając sobie czwarty w swoim życiu tytuł mistrza świata. Trzeba jednak pamiętać, że nie takie rzeczy się działy w tym sporcie. Jak więc będzie?




Chciałbym również wielce podziękować tym, dzięki którym mogłem przeżywać to wydarzenie z miejsca stadionowego krzesełka. To było niesamowite przeżycie!



Zapraszam do komentowania!
A jeżeli spodobał Ci się wpis, to polub mnie na fejsie! Bo możesz.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz